Opis
Dziś dla odmiany zamiast posłuchać, obejrzymy sobie coś. I to nie takie byle co, bo jeden z bardziej udanych dokumentów dotyczących Wielkiej Czwórki.
Jak samo „przezwisko” grupy wskazuje, The Beatles traktuje się dziś jako pomnik światowego dziedzictwa kulturowego. Ceni się ich za ponadczasowe kompozycje, a przecież od czegoś musieli zacząć. Na początku byli przecież jedynie bandą chłopaków, którzy chcieli razem pohałasować, więc niczym tak naprawdę nie wyróżniali się od setek innych koncertujących zespołów.
„Eight Days a Week. The Touring Years” – notabene utwór nigdy przez nich niewykonany w warunkach koncertowych! – równie dobrze można było zatytułować „Beatlemania”, bo świetnie ilustruje skalę globalnego szaleństwa, które było udziałem czterech młodzieńców. Ale dokument również tłumaczy, choć nie wprost, dlaczego z pozoru zwykłe, acz utalentowane, chłopaki przyciągały aż takie dzikie tłumy, że jako pierwsi wykonawcy odbyli stadionową trasę. Nieraz wspominana jest niemoc oddziałów policji w różnych krajach, które nie były w stanie w pełni zapanować nad histerią nastolatków. Skala zamieszek wielokrotnie przekraczała poruszenie wokół przyjazdu Sinatry czy Presleya zaledwie parę lat wcześniej.
I ja się temu wcale nie dziwię. Tamci byli może charyzmatyczni i odznaczali się dobrą prezencją, ale w relacjach z mediami pozostawali strasznie drętwi. Czy jest ktoś w stanie przytoczyć jakąś ciętą ripostę, żart sytuacyjny jednego bądź drugiego? No i byli solistami, a nie zgraną paczką raczej nie tyle bezczelnych, co raczej przyjaźnie aroganckich, (auto)ironicznych niewiele starszych od nastolatków kumpli; „czterogłowym potworem”, na pierwszy rzut oka nie do odróżnienia dla wielu obserwatorów. Gdzie tamtym śpiewakom do niesfornych, wciąż przekomarzających się Beatlesów (moment w trakcie wywiadu, w którym George robi z czupryny Johna popielniczkę, jest niesłychany), którzy sprawiali wrażenie, że światła jupiterów im schlebiają – przecież pragnęli podbić świat – ale nie potrafią, albo wcale nie chcieli, traktować całego zamieszania poważnie.
Okazuje się, że owa strategia sprawdziła się, skoro udało im się przetrwać ten najgorszy czas dzięki wzajemnemu wsparciu. A było one nieodzowne już rok później, gdy nastrój powoli zaczynał się psuć. Dziennikarze stawali się jeszcze bardziej zaczepni, ich pytania coraz bardziej drażniły, więc nawet legendarny humor Brytyjczyków niewiele potrafił tu wskórać. Nie pomagały piętrzące się kontrowersje wokół tych bezproblemowych gagatków (niesławna „rzeźnicka” okładka składanki „Yesterday & Today”, niefortunna wypowiedź Johna Lennona, że jego zespół jest popularniejszy od Jezusa, odrzucenie zaproszenia na przyjęcie zorganizowane w Manili przez Imeldy Marcos, filipińską pierwszą damę oraz rosnąca liczba gróźb zewsząd). A muzycy – ku zaskoczeniu niejednego krytyka – zamiast spocząć na laurach pragnęli dalej rozwijać się artystycznie, coraz bardziej przykładając się do pracy studyjnej, a coraz mniej zaprzątali sobie głowy występami, które postrzegali jako wręcz regres i odhaczanie nieprzyjemnego obowiązku. A mogli sobie na tę zlewkę pozwolić, bo i tak nikt nie przychodził na koncerty, by ich posłuchać, tylko drzeć mordę. Przepraszam, raczej piszczeć, bo większość publiczności stanowiły dziewczyny. Dlatego, gdy nagle w tokijskiej sali Budokan było znacznie ciszej niż zazwyczaj, kwartet nie miał za czym skryć zmęczenia i braku większej motywacji, by wypaść choćby przyzwoicie. I wtedy dopiero mógł usłyszeć siebie nawzajem po długim czasie. Pierwszym, który głośno zaczął kwestionować zasadność kolejnych tournee był George Harrison, a reszta z ulgą dołączyła (najbardziej oporny był Paul McCartney, lecz dokument tego nie zdradza).
Oczywiście na przestrzeni 105 minut nie da się zawrzeć wszystkiego. Brakuje wątku społecznego oburzenia na skutek odznaczenia Fab4 M.B.E. Na podstawie obrazu Rona Howarda (reżysera „Pięknego umysłu”, „Apollo 13”, „Ed TV”, „Kodu da Vinci” i wielu innych) można byłoby sądzić, że wszyscy temu zgodnie przyklasnęli, podczas gdy mnóstwo zdegustowanych kombatantów poczuło się urażonych na tyle, że postanowiło zwrócić własne honorowe odznaczenia.
Czasy tzw. woke culture temu sprzyjają i w metrażu znajdziemy również wątek rasowy. Fajnie, że głośno mówi się, jak zespół stanowczo i jednogłośnie sprzeciwił segregacji na ich koncertach, co mogło przecież zniechęcić sporą część amerykańskiej widowni, a jednak w jakimś stopniu przyczyniło się do porzucenia skandalicznego prawa obowiązującego jeszcze w USA lat 60. W taki oto sposób liverpoolczycy dołożyli swoją cegiełkę do walki z uprzedzeniami. Piękne dziedzictwo!
Utwory
1-1. Documentary (The Ron Howard Film) 106:00
. Special Features
2-1. Words & Music 24:00
2-2. Early Clues To A New Direction 18:00
. Full Length Performances The Beatles Live 1963-1965 12:00
2-4. A Deeper Dive 43:00
2-5. An Alternative Opening For The Film 3:00