Opis

11 maja 1986 roku na światło dzienne wyszła trzecia i ostatnia płyta z blackmetalowej płyta Thomasa "Qurthona" Forsberga pod szyldem Bathory. Jak miało to miejsce z poprzedniczkami, album wydano z pod skrzydeł osławionej szwedzkiej wytwórni Black Mark Production, której właścicielem był sam Quorthon i z marszu została ona ciepło przyjęta przez krytyków i to nie byle jakich, bo tych "raczkujących" w klimacie czerń metalu (jeszcze wtedy nie świadomego) z nad Morza Skandynawskiego, a konkretnie z Norwegii. Album "Under the Sign of the Black Mark" oficjalnie wywarzył wrota do II falii black metalu, zatrzaskując drzwi pierwszej - tak przynajmniej ja jako słuchacz to odczuwam. Kiedy zaczynamy podróż z tym dziełem, czuć ewidentnie, że tutaj już nie ma "zabawy" w black/thrash czy satanistyczny speed metal, tylko mamy do czynienia raczej już z pełni ukształtowanym tworem o nazwie black metal. I tak, można się spierać o to kto był pierwszy - jedni powiedzą Venom (no, w sumie jeśli chodzi i nazwę samego gatunku to z tym akurat ciężko się nie zgodzić) drudzy, że Hellhammer na spółkę z Celtic Frost, a inni, że jednak szalony heavy metal Mercyful Fate. Faktem jest jednak to, że żaden z wymienionych nie wydobył z siebie takiego surowego, mroźnego, oryginalnego wyziewu piekła i mroku co album "Under the Sign of the Black Mark". Tu nie ma żartów! Jazda bez trzymanki w szybkim i średnim (co mega wybrzmiewa!) tempie ze znakomitym i pionierskim wokalem Thomasa. Na uwagę zasługują oczywiście "Woman of Dark Desires" o krwawej historii Elżbiety Bathory (skąd oczywiście Quorthon zaczerpnął nazwę zespołu) czy też "Enter the Eternal Fire", będący nieco piosenką proto-viking metalową, o których będzie rozprawiał Quorthon w późniejszych wydawnictwach, tworząc tym samym zupełnie nowy i świeży gatunek w metalu, ALE najbardziej wybija się tutaj zdecydowanie "Call from the Grave" - utwór w którym jest wszystko co można było zawrzeć na tamten okres w utworze, mającym być nową falą black metalu. Odgłos odkrywanego grobowca w intro, potem przeszywający, ciężarny riff i wolna, acz poteżna perkusja. Do tego dochodzi diabelski i mroźny jak grudniowe wieczory na Suwalszczyźnie wokal Forsberga oraz bluźnierczą warstwę liryczną i mamy przepis na stworzenie nurtu, który za 3-4 lata rozpocznie prawdziwe piekło na ziemi w historii muzyki. 
Można szukać początków black metalu na brudnych przedmieściach Newcastle, jak i na tych kopenhaskich, czy też nawet (!) pod czapką Toma G. Warriora. Jednak black metal w pełni ukształtowany i protegowany przez późniejsze zespoły, które znamy i słuchamy w tym gatunku do dzisiaj, został wykuty właśnie na tej płycie. 

Utwory

1. Nocternal Obeisance 1:28
2. Massacre 2:38
3. Woman Of Dark Desires 4:06
4. Call From The Grave 4:53
5. Equimanthorn 3:41
6. Enter The Eternal Fire 6:57
7. Chariots Of Fire 2:46
8. 13 Candles 5:17
9. Of Doom..... 3:44