Opis
60lecie świętuje dziś bodaj najmniej popularna pozycja z katalogu najbardziej znanych liverpoolczyków. No, nie licząc "Yellow Submarine", która była tylko połowicznie dziełem kwartetu...
Jej natura jest dwojaka. Z jednej strony to obok „Rubber Soul” chyba najbardziej akustyczny album Bitli, ale zarazem również… najbardziej rock’n’rollowy. Ale ten drugi aspekt osiągnięto nie tyle przez przypadek, co przez pośpiech. W tamtej bowiem chwili panowie nie dysponowali odpowiednim zapasem nowych piosenek, a wytwórnia naciskała na nowy krążek jeszcze do końca 1964 roku. Musieli się zatem poratować cudze sami, a do tego celu sięgnięto po ich „bazowe” inspiracje. Wymyślono, że każdy z czwórki wykona jakiś standard w gatunku, który parę lat wcześniej zmotywował ich do sięgnięcia po instrumenty. Jak huragan porywa wybitne podejście do „Rock and Roll Music” Chucka Berry’ego w Johnowym wykonaniu, które bije na głowę wykonanie oryginalne i każde inne. Nieźle poszło George’owi, który żegna nas w „Everybody’s Trying to Be My Baby” Carla Perkinsa, ale chyba można byłoby wycisnąć nieco więcej z „Honey Don’t” o countrowym powabie, które we władanie wziął Ringo. Najsłabiej ekipie wyszło w nijakim „Kansas City” z Paulem przed mikrofonem, ponieważ zwyczajnie nie jest to dobry numer i szkoda, że zespół tej klasy marnował swój cenny czas na pracę nad tak niepotrzebnym i miałkim kawałkiem.
Ale tam obyło się bez tragedii, bo tylko jeden numer na „Beatles For Sale” jest naprawdę okropny. Nie wiem, czy „Mr Moonlight” miał pokazać kwartet z nowej strony, ale gdyby od tego utworu zacząć swoją przygodę z zespołem, można byłoby go uznać za jakiś ultraarchaiczny band, a przecież najnowsze remastery udowadniają, że niektóre ich utwory mogą zabrzmieć zdumiewająco współcześnie jak na dokonania sprzed ponad pół wieku (taką refleksję miałem, gdy zasiadłem do najnowszej edycji „Revolvera” i to już na wysokości otwierającego arcydzieło „Taxmana”). I nie pomaga tu fakt, że John dał z siebie wszystko, wykonując forsowną partię wokalną… a może to właśnie z jego powodu trudno wytrzymać do końca tego koszmarka?
Poza wspomnianymi „energetykami” sięgnięto również po liryczne „Words of Love” nieodżałowanego Buddy’ego Holly’ego i właściwie tylko wtedy czujemy, że jakkolwiek obca pieśń odzwierciedla ówczesny stan ducha twórców albo charakter ich ówczesnych poszukiwań. Żaden bowiem z pozostałych nadliczbowych coverów nie mówi nic o ich ówczesnych fascynacjach, więc jest to niejako krok wstecz w rozwoju, czy może krótki zastój. O prawdziwej kondycji składu świadczą mimo wszystko oryginalne propozycje członków zespołu. Na początek dostajemy bardzo dylanowskie propozycje Lennona „No Reply” i „I’m a Loser”. Pod koniec „metrażu” akustyki pójdą w ruch wraz z bodaj najbardziej countrowym songiem z Lennonowskiego śpiewnika, czyli „I Don’t Want to Spoil the Party”. (Pomyśleć, że John mógł poczuć się niechciany na jakiejkolwiek imprezie!).
Radosny „Eight Day’s a Week” w dyskursie pomija się z uwagi na gąszcz bardziej wybitnych wspólnych i rozdzielnych dokonań Johna i Paula, a przecież to nader zgrabny kawałek wprowadzający bezpretensjonalny nastrój niezależnie od okoliczności i za każdym razem cieszy japę. Zdaję sobie sprawę, że z jakiegoś powodu wielu nie przepada za „Baby’s in Black” w rytmie walca (przez co brzmi jak kolejna przeróbka, a jednak to oryginalny Lennon/McCartney), ale osobiście wprost uwielbiam momenty, gdy chłopaki wyciągają tu „górki”, więc złego słowa nie powiem.
Osobliwym – lecz w pozytywnym sensie – fragmentem tej nierównej płyty wydaje się „Every Little Thing”, czyli jedyny przypadek, kiedy to Paul oddał wiodący wokal swej pieśni koledze Johnowi. Chciałbym kiedyś usłyszeć ten utwór w wykonaniu autora, który osobiście zabłysnął w swym zaiste słonecznym „I’ll Follow the Sun”. Niejeden wymieniłby go jako ten najważniejszy na krążku, a na pewno najurodziwszy. Za to mało kto pamięta o jego schowanym na przedostatnim indeksie „What You’re Doing”, choć jego młodzieńczą, nieopierzoną naturę cechuje autentyczny urok. Wysilając wyobraźnię, próbuję sobie wizualizować, jak sir Paul prezentuje tę zapomnianą drobnostkę w ramach niespodzianki w nadchodzącym tournee. Zdaje się, że utwór do dziś nigdy nie został wykonany publicznie przez jego autora. Zatem Paul, jeśli to czytasz…
Utwory
A1. No Reply
A2. I'm A Loser
A3. Baby's In Black
A4. Rock And Roll Music
A5. I'll Follow The Sun
A6. Mr. Moonlight
A7. Kansas City
B1. Eight Days A Week
B2. Words Of Love
B3. Honey Don't
B4. Every Little Thing
B5. I Don't Want To Spoil The Party
B6. What You're Doing
B7. Everybody's Trying To Be My Baby