Opis
Yoko Ono, kobieta, do której przylgnęła łatka wiedźmy, jak chyba do nikogo innego w świecie sztuki. Raczej mocno nad wyrost. W 2007 roku wydała nawet płytę „Yes, I’m a Witch” z remiksami swoich utworów w wykonaniu mnóstwa koleżanek i kolegów po fachu. Jest naprawdę w porządku!
Niedawno znajoma na Messengerze wysłała mi ni z gruchy ni z pietruchy pytanie, dlaczego uważa się, że Yoko Ono rozbiła Beatlesów. Bardzo popularne pytanie, na które nie sposób odpowiedzieć w jednym zdaniu.
To, że zespół może rozbić jedna osoba/wydarzenie/rzecz, to oczywiście wygodne wyjaśnienie, bo na decyzję Johna Lennona o opuszczeniu zespołu musiało wpłynąć wiele czynników, których – w większości – możemy się tylko domyślać.
Trudno polemizować z tym, że Lennon kompletnie stracił głowę dla drugiej żony, co najwyraźniej nie zdarzyło mu się wcześniej (ani z pierwszą żoną Cynthią Powell ani z żadną z licznych kochanek). I naturalną koleją rzeczy był fakt, że koledzy z zespołu – „z dzieciństwa” – musieli w tej sytuacji zostać odsunięci na boczny tor, gdy na tapet wkroczyła dorosłość.
Zapewne w decyzji, by przyprowadzać Ono na każdą sesję nagraniową zespołu, było przynajmniej po części chęcią sprawdzenia, na ile JL może sobie pozwolić, a może na ile reszcie starczy tolerancji i cierpliwości. Do tamtej pory partnerki i członkowie rodziny oraz inni znajomi oczywiście bywali przy Abbey Road, lecz nigdy nie gościli „na stałe”. Paul, George i Ringo zapewne nie byli tą odmianą zachwyceni, ale starali się uszanować wolę kolegi. A może jednak zabrakło im asertywności? To, czy nadal postrzegali go jako lidera czy równoprawnego współpracownika, raczej nigdy nie wyjdzie poza domysły.
Ważniejsze jest jednak to, że wraz z rozwojem związku z Ono, Lennon powoli tracił serce do kontynuowania współpracy w ramach zespołu. Zwyczajnie dojrzał do pracy na własny rachunek. I trzeba to było uszanować, nawet jeśli cały świat twierdziłby, że z żoną takich szczytów jak z dawnym kompanem nigdy nie osiągnie. Miesiąc po ogłoszeniu chłopakom decyzji we wrześniu 1969 roku skończył 29 lat.
Teoretycznie The Beatles mogli istnieć bez Lennona, ale chyba nikt nie rozważał tego rozwiązania poważnie. Wierny i lojalny Ringo Starr z pewnością grałby z pozostałymi do dnia, gdy siły go nie opuszczą, ale George’owi Harrisonowi – który akurat przeżywał apogeum artystyczne – doskwierało, że musi walczyć o miejsce dla swoich piosenek na płytach zespołu i rosła jego irytacja szefującym Paulem McCartneyem. Nie od dziś mówi się, że basiście The Beatles byli bardziej potrzebni niż on im. To właśnie basiście najtrudniej było pogodzić się z rozpadem, podczas gdy reszta przede wszystkim odetchnęła z ulgą. Pozostała trójka zgodnie przyznawała, że Paul był ich główną siłą napędową i bez niego nagraliby zapewne „ze trzy płyty”, cytując perkusistę. A kolega z sekcji rytmicznej, straciwszy drużynę, którą mógłby dopingować, popadł w depresję i najdłużej dochodził do siebie. A że zdolny z niego chłopak, to oczywiście nie trzeba było długo czekać na solowe produkcje, choć trochę trwało nim nabrał pewności siebie jako artysta solowy, a przecież już późne kompozycje dla zespołu udowadniały, że zasadniczo jest samowystarczalny już od dawna.
Można w nieskończoność domniemywać, czy nie lepiej by było, gdyby zrobili sobie tylko dłuższe wolne od siebie; że rozpad był zbyt pochopny; że być może zeszliby się w latach 80. lub później, gdyby tragiczna śmierć Lennona tego nie przekreśliła, ale najwyraźniej tak właśnie musiało być.
Tak więc Yoko była oczywiście pewnym czynnikiem pogłębiającym rozpad owego kolektywu, ale jego członkowie, powoli dobiegając 30tki, przede wszystkim zaczęli dojrzewać artystycznie, rozwijać indywidualne zainteresowania. Nie sposób było dłużej udawać, że nadal są tylko paczką nastolatków, którzy pragną podbić świat swymi przebojami. A przecież już tego dokonali, cóż więc mogli jeszcze razem osiągnąć? Na szczęście byli na tyle mądrzy – i za to im dozgonna chwała – że nie spoczęli na laurach, lecz jeszcze przez kilka lat próbowali przeskoczyć samych siebie, stworzyć coś jeszcze lepszego. Z czasem jednak motywacja zaczęła się powoli ulatniać, choć nadal nagrywali genialne krążki, a świat był u ich stóp. Niestety nic nie trwa wiecznie. No chyba że Truskawkowe Pola…
Utwory
A. John & Yoko 22:23
B. Amsterdam 24:52