Opis
Sly Stone (właściwie Sylvester Stewart), który zwykł nagrywać ze swoją – nie do końca spokrewnioną – Kamienną Rodziną. Zawód? Wokalista, kompozytor, tekściarz, multiinstrumentalista, producent muzyczny. W wymiarze bardziej ludzkim: niezły oryginał, trudna osobowość, ekscentryk nie lada. Pochylmy się zatem nad jego nieoficjalnym debiutem solowym. Tak nieokiełznanym, że brzmi jak składak "spod ciemnej gwiazdy"...
Dobrze pamiętam pierwsze kontakty z “There’s a Riot Goin’ On”. Brat poprosił mnie, żeby zgrać ściągnięte mp3 na audioCD. Zacząłem słuchać i nie byłem przekonany, czy aby trafiliśmy na właściwe nagrania, wszak nieraz zdarzało się pobrać podejrzane ripy. Kolejne utwory wydawały się jakby były pobrane z różnych źródeł. Odniosłem wrażenie, że głośność, jak i sama jakość „skakały” z piosenki na piosenkę, a nade wszystko zastanawiało mnie, czy faktycznie tylko jedna ekipa była odpowiedzialna za cały tuzin kompozycji (a nie kilka różnych, które przekrzykują się, by zagarnąć dla siebie jak najwięcej czasu).
Dopiero przed rokiem sprawiłem sobie oryginał i okazuje się, że nikt mnie wówczas nie oszukał, jednak przez lata przywykłem już do specyficznej produkcji o mulistym, arcyczarnym brzmieniu. Przez sesje przewinęło się paru gigantów jak gitarzyści Ike Turner, Bobby Womack i pianista Billy Preston (nie można zapomnieć, że to ostatnia płyta Family Stone z udziałem wielkiego basisty Larry’ego Grahama, „wynalazcę” slapu), ale za przeważającą większość śladów osobiście odpowiada szef kolektywu w szczycie swego narkotykowego uzależnienia. A zważywszy, że przy wielu indeksach figuruje automat perkusyjny, to tym bardziej nie mamy tu do czynienia ze zbyt „żywym” graniem, a jednak rzadko to czuć bezpośrednio (no chyba, że będziemy je porównywać z takim wulkanem energii, jakim w tym czasie był zespół Jamesa Browna).
To nie jest materiał, który zniewala od razu, lecz rzuca wyzwanie skonsternowanemu słuchaczowi, co nie udałoby się, gdyby był starannie wypolerowany, zrozumiały na pierwszy rzut ucha. Dzięki temu starcza na dłużej, a jest się w co wsłuchiwać w tym bałaganie. Zwłaszcza w przeróżne smaczki na każdym kroku – ni to kiksy, ni to celowo wytrącające z równowagi wtręty. Owszem, mamy tu świetne rozwiązania, fajne piosenki, mistrzowskie momenty, ale wszystko to nieposkromione, nieuporządkowane, trochę koślawe, sklecone jakby na zasadzie kontrolowanego chaosu. To płyta, która raczej staje okoniem przed pospolitym rozumieniem pojęcia „doskonałej” płyty, a za taką właśnie uchodzi w oczach, czy raczej uszach niejednego znawcy. Gdy myślimy o arcydziełach, w głowie pojawia się widmo tworu jednorodnego, dopieszczonego do granic możliwości, przemyślanego od początku do końca, stanowiącego zwartą i spójną wypowiedź artystyczną. Na tym tle „TaRGO” z pewnością stanowi osobliwość.
Ten miejsko-bluesowy, najmroczniejszy, chałupniczo zrealizowany album wydany pod tym szyldem zespołu wyraźnie kontrastuje z ich dotychczasowymi, bardziej optymistycznymi, weselszymi wydawnictwami stworzonymi wspólnymi siłami. „Syczące” brzmienie powstało na skutek samotnych i sromotnych prac lidera nad materiałem poprzez wprowadzanie niekończących się dogrywek (będącymi raczej wyrazem niezdecydowania niż perfekcjonistycznego „zboczenia”, by wreszcie osiągnąć wymarzony efekt skupionego na pracy autora o klarownej, koherentnej wizji swego dzieła), które musiały wpłynąć na kondycję taśmy matki. Zwłaszcza realizacja partii wokalnych jest poniżej oczekiwań (jak gdyby użyto słabych mikrofonów, które nie zbierają wszystkich częstotliwości). Może sztuczna inteligencja będzie kiedyś w stanie oczyścić niniejsze rejestracje do perfekcyjnego brzmienia, ale czy nadal będzie to ten sam album?
Cieszy mnie, że nie jest on odrzucany w imię technicznych niedoskonałości (inaczej scena lo-fi nie miałaby w ogóle racji bytu). Cenię te nieliczne płyty, które chcąc nie chcąc kierują naszą uwagę z jakości techniczną na artystyczną. Do czego i Was serdecznie zachęcam.
Utwory
A1. Luv N' Haight 4:01
A2. Just Like A Baby 5:12
A3. Poet 3:01
A4. Family Affair 3:05
A5. Africa Talks To You "The Asphalt Jungle" 8:43
A6. There's A Riot Goin' On 0:04
B1. Brave & Strong 3:30
B2. (You Caught Me) Smilin' 2:53
B3. Time 3:00
B4. Spaced Cowboy 3:55
B5. Runnin' Away 2:56
B6. Thank You For Talking To Me Africa 7:15