Opis
W zeszłym miesiącu, tj. czerwcu 79 lat skończył prawdziwy mistrz songwritingu, Ray Davies. Od początku do końca przewodził gigantom z lat 60., czyli The Kinks . W tej podróży towarzyszył mu stale młodszy brat Dave. Do 1993, roku w którym ukazała się „Phobia”, nagrali 24 albumy studyjne. Od czerwca 2018 roku mówi się mniej lub bardziej oficjalnie o nowej płycie The Kinks, ale jak na razie rezultat nie ujrzał światła dziennego. Może się kiedyś doczekamy.
O ile The Beatles od zawsze byli zapatrzeni w Amerykanów (pewnie stąd spektakularny sukces na Nowym Kontynencie), o tyle The Kinks od początku eksplorowali tereny macierzyste. Ich na wskroś brytyjską muzyką inspirowali się późniejsi rodacy kontynuatorzy, chociażby Blur czy Pulp.
Gdy już Fab4 przetarli szlaki w USA, The Kinks zgrabnie doszlusowali do szeregów Brytyjskiej Inwazji. „Zgrabnie” to nader trafny epitet w ich przypadku, bo trudno o przykład bardziej zwiewnych, umiejętnie skomponowanych utworów muzyki pop niż te pisane przez starszego z Daviesów (młodszy najczęściej dopełniał płyty pojedynczymi utworami, zostawiając szefowi lwią część autorstwa kompozycji – a raczej to Ray nie bardzo chciał oddawać „władanie”).
Wpierw jednak załoga musiała się rozkręcić. Słuchając niezatytułowanego debiutu, niezmiernie łatwo pomylić ich ze Stonesami z tego samego okresu (związek z fonografią zaczęli zaledwie parę miesięcy prędzej w tym samym roku 1964), którzy zresztą również bazowali z początku na „cudzesach”. Niemniej na „The Kinks” znajdziemy już 5 (i pół – gdyż „Revenge” podpisał wraz z Larrym Page’em) autorskich numerów lidera na czternaście indeksów, więc Davies jako samodzielny autor dorastał nieporównywalnie szybciej niż Błyszczące Bliźniaki, Keith Richards i Mick Jagger. Niemniej były to charakterystyczne dla tamtego czasu, mało oryginalne, wręcz wtórne garażowe granie rhythm’n’bluesowe. Ale już na następnej „Kinda Kinks” ich styl zaczął nabierać rumieńców: nieco zwolini, złagodnieli, pojawiły się ładniejsze melodie, a „creditsy” przypisane są już w przytłaczającej większości niedawnemu jubilatowi. Od następnej „Kontroversy”, a już na pewno od „Face to Face” rozpoczyna się ich „najzłotszy” okres wspaniałych płyt z lat ’65-’70, czyli do „Lola Versus Powerman and the Moneyground” włącznie.
Niestety takie beatlesowskie, czyli – było nie było – łagodniejsze granie nie miało u nas takiego wzięcia, jak bardziej stricte rockowi, a zwłaszcza progrockowi wykonawcy. Może gdyby ówcześni radiowcy bardziej naciskali, kto wie… Ale trudno już dociec, „co by było gdyby”. Grunt, że możemy nadrobić lata zaległości. A my przychodzimy z szeroką ofertą.
Albumem, którego wręcz nie można nie znać, to oczywiście najsłynniejsze dzieło „The Village Green Preservation Society” nie bez kozery nazywany ich „Sierżantem Pieprzem”, gdyż nie ma bardziej barokowo zaaranżowanego krążka The Kinks niż ten. Niesamowity to album, wspaniały i na tyle psychodeliczny, że wręcz mieniący się barwami. Słyszałem go mnóstwo razy, a wciąż niezwykłą przygodą jest do niego wracać. Aż człowiek czuje się po jej wysłuchaniu rozpieszczony przez te dźwięki i z trudem przychodzi godzić się, że w każdym dziele muzycznym tyle (dobrego!) się dzieje. Do dziś na hasło „Animal Farm” bardziej niż o słynnym „Folwarku zwierzęcym” George’a Orwella myślę o ulubionym fragmencie tego dzieła.
Utwory
A1. The Village Green Preservation Society 2:49
A2. Do You Remember Walter? 2:25
A3. Picture Book 2:33
A4. Johnny Thunder 2:28
A5. Last Of The Steam-Powered Trains 4:07
A6. Big Sky 2:48
A7. Sitting By The Riverside 2:20
B1. Animal Farm 2:58
B2. Village Green 2:08
B3. Starstruck 2:23
B4. Phenomenal Cat 2:36
B5. All Of My Friends Were There 2:23
B6. Wicked Annabella 2:40
B7. Monica 2:16
B8. People Take Pictures Of Each Other 2:15