Opis
Każda płyta – jakakolwiek by ona nie była – raczej powinna być swego rodzaju wizytówką danego wykonawcy, a więc ukazującą go z jak najlepszej strony. A jak to jest z – było nie było – jedynym „solowym” albumem Kurta Cobaina? No właśnie…
Choć nie powiedziałbym, żeby wyrządzono Cobainowi jakąś szczególną krzywdę niniejszą publikacją, to uważam, że postąpiono wobec niego dosyć nieuczciwie, może wręcz pazernie. Brett Morgen – reżyser dokumentu o tym samym tytule – skompilował przyzwoity „mixtape” – bo tak to należy traktować – dla najzagorzalszych fanów, który dla bliżej niewtajemniczonych pozostanie zapewne jednorazowym doświadczeniem. Ci pierwsi mogą nawet zachwycić poszczególnymi miniaturkami zapowiadającymi przyszłe Nirvanowskie killery, ale myślę, że nawet dla nich może to być mozolna podróż po niepowtarzalnym umyśle Cobaina, który – zdaje się – nie przestawał być artystą ani na chwilę.
Czego tu nie ma? Zalążki kompozycji, jawne wygłupy, osobliwe słuchowiska, zabawy głosem, eksperymenty dźwiękowe, brzdąkania bardziej lub mniej „usystematyzowane”. Są i fragmenty całkiem intrygujące, ale to zachwyt bardziej umysłem i wyobraźnią autora, a nie kunsztem kompozytorskim czy wykonawczym. Nader wątpliwe, że autor z własnej woli podzieliłby się niniejszymi, często jawnie nieudolnymi, chałupniczo zrealizowanymi nagraniami, ponieważ niemal każdy z nich to ledwie punkt wyjścia do dalszej pracy. O ile rozumiem czerpanie korzyści z finalnych, dopracowanych owoców pracy twórcy, o tyle zarabianie na takich niedoróbkach uważam za dosyć niesmaczny ruch marketingowy.
To trochę tak, jak z akcją znaną jako „f*appening”. Kurta również bezpardonowo obnażono wbrew woli i wystawiono na widok publiczny, w dodatku pośmiertnie. Wiadomo, że ortodoksyjni fani zrobią wiele, by takie „fotki” obejrzeć (sam nie jestem bez winy, choć nie twierdzę, że bycie takiego sortu cmentarną hieną to słuszne podejście). Nie opuszcza mnie jednak wrażenie, że sam okradziony z intymności artysta wolałby – kontynuując tę fotograficzną analogię – swoje akty ukazywać jednak w korzystnym świetle, w intrygujących pozach, a same „odbitki” dopieścić technicznie, by dzięki temu stworzyć dzieło na poziomie, żebyśmy nie musieli być „skazani” na niedoróbki podłej jakości stworzonych zapewne „na szybko”, byle jak, być może „pod wpływem”, z myślą wyłącznie o samym sobie i może paru najbliższych mu osób. Zgadzacie się?
Utwory
1. The Yodel Song
2. Been A Son (Early Demo)
3. What More Can I Say
4. 1988 Capitol Lake Jam Commercial
5. The Happy Guitar (Instrumental)
6. Montage Of Heck
7. Beans
8. Burn The Rain
9. Clean Up Before She Comes (Early Demo)
10. Reverb Experiment
11. Montage of Kurt II
12. Rehash
13. You Can't Change Me / Burn My Britches / Something in the Way (Early Demo)
14. Scoff (Early Demo)
15. Aberdeen
16. Bright Smile
17. Underground Celebritism
18. Retreat (Instrumental)
19. Desire
20. And I Love Her
21. Sea Monkeys
22. Sappy (Early Demo)
23. Letters to Frances
24. Scream
25. Frances Farmer Will Have Her Revenge on Seattle (Demo)
26. Kurt Ambiance
27. She Only Lies
28. Kurt Audio Collage
29. Poinson's Gone
30. Rhesus Monkey
31. Do Re Mi (Medley)