Opis

Tak jak pisałem o debiucie Nightwish, które do mnie najlepiej trafia z całej dyskografii, tak samo mam z debiutem IN FLAMES. Wiele późniejszych płyt Szwedów ma o wiele "lepszy" status i ma zwyczajnie popularniejszy odbiór, a ja uparcie trzymam się "Lunar Strain", po którym chyba tylko "The Jester Race" i znakomity "Clayman" zrobiły na mnie wrażenie. Na debiucie zespół prezentuje bardzo szorstki death metal, ale dalej obfity w znakomite melodie i eskapady gitarowe. Jednakże tutaj czuje ten piwniczny oddech metalu z wokalem na granicy death/black, a dodatkowy klimat tworzą akustyczne gitary czy skrzypce. Ta mieszanka świetnie się sprawdza w numerach takich jak "Behind Space", "Statforkasen" czy "Hårgalåten". Lubię linie melodyjne praktycznie wszystkich utworów, bo zostają w głowie i nie są trudne w odbiorze, mimo że brzmienie i vibe jest dosyć gęste i duszne. Uwagę przykuwa też fenomenalny kobiecy wokal w utworze "Everlost, pt. II" (co ciekawe, wiadomo do kogo wówczas należy). Niemniej jednak postawienie na żeński wokal na albumie death metalowej (nawet tej melodyjnej odsłonie) w tamtym okresie na pewno należało do odważnych decyzji i jakże trafnych.

Utwory

A1. Behind Space
A2. Lunar Strain
A3. Starforsaken
A4. Dreamscape
B1. Everlost (Part I)
B2. Everlost (Part II)
B3. Hrgalten
B4. In Flames
B5. Upon An Oaken Throne
B6. Clad In Shadows