Opis
To zdecydowanie mój ulubiony minialbum ever. I jednocześnie dowód, że ciężko grający zespół, właściwie metalowy, może grać również łagodnie i to z jeszcze lepszym skutkiem. Żadne inne ich wydawnictwo nie dowodzi równie dobitnie, jak ciekawy to był zespół i jak potencjalnie wiele mógłby jeszcze osiągnąć, gdyby depresyjny wokalista nie pogrążył się mrocznych odmętach nałogu. Niepowetowana strata!
To płyta, do której wracam o niebo częściej niż do hołubionej przez fandom i krytykę „Dirt” czy pozostałych 2 kanonicznych albumów nagranych jeszcze z Layne’em Staleyem. Żebyśmy się dobrze zrozumieli: to również są dobre krążki, miejscami wręcz bardzo dobre, ale do „Jar of Flies” nie mają startu.
Bezdyskusyjnie najbardziej przebojowym fragmentem tego krótkiego krążka jest „No Excuses”. Nie będę nawet ukrywać uwielbienia dla tego kawałka: doskonałe brzmienie, chwytliwa melodia, wspaniałe wokale, kojący basik i adekwatna perkusja. Proszę się pogodzić, że oto „metale” grają pop w najlepszym możliwym wydaniu. Ciekawym zrządzeniem losu do tej akurat pieśni powstał najurodziwszy wideoklip w karierze zespołu.
Instrumentalna „Whale & Wasp” brzmi jak idealny podkład pod przejmującą, wzruszającą scenę filmową (np. ktoś umiera lub para zakochanych musi się rozstać). Miejmy nadzieję, że kiedyś wpadnie na ten, jakże oczywisty, pomysł. Chyba, że już do tego doszło, to proszę dać znać! „Don’t Follow” zaś pasuje jak ulał do napisów końcowych (może przyszłego biopicu o Staleyu?). I jak swojska harmonijka ustna idealnie dopełnia tu materię muzyczną, po prostu pycha! Nie można też przemilczeć faktu, jak pod koniec swego trwania kompozycja, naturalnie się rozwijając, zgrabnie zmienia całkowicie swój charakter. Czysta magia!
Do „I Stay Away” powstał zaś animowany teledysk, który swego czasu – bodajże w MTV Classic – tak często mi wyskakiwał, że do dziś raczej pomijam pieśń przy odsłuchu, a przecież sam utwór wcale na to nie zasłużył. Nie tylko dlatego, że to bodaj jedyny utwór AiC w którym sporą rolę odgrywają smyczki. „Swing on This” to zaś grunge’owcy w jeszcze bardziej zaskakującej odsłonie, bo niemalże jazzowej. A przynajmniej knajpianej, w którym rytm nadaje charakterystyczny basowy walking, ale koniec końców zespół pokazuje tu i rockowy pazur.
Korzystając z okazji, pociągnijmy wątek akustyczny. Poza samodzielnym wydawnictwem „Jar of Flies” posiadamy go również w ramach boksu z dwiema innymi akustycznymi płytami Alicji: EPkę „Sap” i „MTV Unplugged”. Wiedza o tamtym udanym występie jest powszechna, czego chyba nie da się powiedzieć o „Sap”, choć też jest wart uwagi. Tam hiciorem jest „Got Me Wrong” oparty na chwytliwym „riffie akordowym”, jeśli mogę zaproponować takie określenie. A w występie dla (niegdyś) muzycznej stacji poza kawałkami akustycznymi „od narodzin” – czyli przede wszystkim „słuszne porcje” z obu minialbumów – słyszymy jeszcze takie żelazne klasyki elektryczne, jak „Rooster”, „Down in a Hole”, „Angry Chair” czy „Would?”. W kategoriach zaskoczenia można traktować „Sludge Factory” i „Frogs” z albumu bez tytułu, ostatniego nagranego w tym składzie. Występ kończy premierowa pieśń „Killer is Me”.
Utwory
A1. Rotten Apple 6:56
A2. Nutshell 4:16
A3. I Stay Away 4:13
A4. No Excuses 4:15
B1. Whale & Wasp 2:35
B2. Don't Follow 4:21
B3. Swing On This 4:01