Opis

Szwedzka ekipa Leifa Edlinga to legenda epic doom metalu, która swego czasu uchodziła za najcięższą kapele metalową. Prócz znakomitych riffów spod pióra Eimdlinga (który notabene może śmiało konkurować z Tony'm Iommi'm o miano króla riffów) czy też mrocznych, operowych wręcz wokali, siła zespołu stanowią również teksty, które wiele razy stanowiły dla mnie jakiś wyznacznik do przemyśleń czy też poradzenia sobie z wewnętrznym strachem. "Epicus..." to oficjalne rozpoczęcie mody na ciężkie, doomowe granie (choć wiadomo że BS to ojciec chrzestny wszystkich heavy) i nie można zbytnio z tym dyskutować, bo pomimo iż krążek wyszedł w 1986 roku, ta płyta nadal się broni - ba! - dalej brzmi niezwykle świeżo i jest jakby w "swojej" własnej lidze. Album rozpoczyna się od flagowego utworu "Solitude", który rozpoczyna się charakterystyczną melodią graną na akustyku. Potem długaśny nieco "Demon's Gate" z upiornym wokalem i chwytliwym refrenem, a następnie znakomity "Crystal Ball", który mam nadzieję usłyszę na żywca! Najbardziej jednak wyczekuję na potężne "Under The Oak". Krążek kończy się kultowym "A Sorcerer's Pledge" i gasi nas jak peta zostawiając po sobie tylko dym i wspomnienie. Mocne, mega poważne granie okraszone potężnym i głośnym marszem heavy metalu, któremu towarzyszy niepodrabialny, funeralny klimat - tak bym opisał jeden z najlepszych (dla mnie) zespołów na świecie.

Utwory

1. Solitude
2. Demon's Gate
3. Crystal Ball
4. Black Stone Wielder
5. Under The Oak
6. A Sorcerer's Pledge