Opis

Mam słabość do holenderskich zespołów metalowych. Nie pamiętam skąd konkretnie się to u mnie wzięło, ale po dziś dzień wielbię Asphyx, Pestilence czy choćby Sinister, i wszystkie te zespoły mają w sobie coś unikatowego. A to wokal Van Duurena (Asphyx), techniczne eskapady (Pestilence) czy też niezwykle surowa, acz finezyjna agresja w Sinister. Album "Always..." z kultową okładką zamyślonego typa na lodowcu, należy jednak do zespołu THE GATHERING, czyli typowej szkoły niderlandzkiego death/doom metalu. Dzieło naszpikowane klimatem, klawiszami, niekiedy ostrymi riffami i mocną perką, ale przede wszystkim takie "inne", jakby trochę...świeżę(?) jak na rok 1992. W tamtym okresie wyrastały takie kapele jak grzyby po deszczu, na czele z My Dying Bride, ale debiut holendrów, prócz mega posępnego wokalu, wyróżniał się dość mroźnym brzmieniem. Owszem, czasem jest tu "cukierkowo", ale to jednak piętno "death" niż "doom" zdaje się mocniej tutaj wybrzmiewać. Utwory są raczej podobnej struktury, posiadają mnóstwo przestrzeni, czasem melancholijnych wyciszeń, ale w ogólnym rozrachunku są one spójne i mocne, jak na ten gatunek. W szczególności teksty też tutaj robią "robotę", jak m.in. o procesie starzenia się, czy ogólnym sensie ludzkiej egzystencji. W dorobku zespołu, moim zdaniem najlepsza ich pozycja, gdyż później jest już bardziej symfonicznie i "plastikowo", aczkolwiek też zdarzają się momenty. 

Utwory

1. The mirror waters 7:10
2. Subzero 6:51
3. In Sickness and Health 7:00
4. King for a Day 6:34
5. Second Sunrise 6:42
6. Stonegarden 4:58
7. Always... 2:35
8. Gaya's Dream 6:04