Opis
Ludzie dzielą się z grubsza na 2 obozy. Pierwszy wybiera „The Smiths” i “The Clash”, drugi „The Queen is Dead” I “London Calling”. Albo spierają się nad wyższością „English Settlement” nad “Skylarking” XTC. We wszystkich parach bardziej niż te pełne wigoru, wczesne, często nieokrzesane, niepokorne pozycje preferuję późniejsze, „dorosłe”, ukazujące zespół w pełnym rozkwicie. Podobnie jest z zespołem, który dziś weźmiemy w obroty. A właściwie całkiem odwrotnie, bo wpierw dorośli, a potem wymyślili się na nowo.
U2 oczywiście bardzo szanuję (choć filantropia Bono raczej nie bardzo mnie (wz)rusza), ale lubię tylko szczytowe osiągnięcia, nie mam bowiem zbyt wiele cierpliwości wobec mniej udanych krążków. Mam więc swego wyraźnego faworyta o niewzruszonej pozycji.
Jeśli mam być szczery, to silna pozycja korzennego „The Joshua Tree” w katalogu zespołu stanowi dla mnie poniekąd zagadkę. To płyta wyciszona, refleksyjna, melancholijna („Running to Stand Still”), pod koniec zaskakująco wręcz bliska ambientowi (vide closer „Mothers of the Disappeared”) – zwłaszcza jeśli mowa o stadionowym przecież zespole. Tak „wycofana” przynajmniej jest strona B wydawnictwa, która jakoś mocniej zostaje w umyśle po pełnym odsłuchu. Ale w życiu nie domyśli się tego ktoś, kto zna wyłącznie szlagiery z awersu: przemielone przez radiostacje z „With or Without You” na czele, jak również „Where the Streets Have No Name” i „I Still Haven’t Found What I’m Looking For”. Dlatego najczęściej podróż z tą płytą zaczynam dopiero od indeksu nr 4 (akurat utwór o najmocniejszym przyłożeniu – „Bullet the Blue Sky”), bo to trochę jak wożenie drewna do lasu. Wszak nie słucha się płyty, której nie zdążyło się zapomnieć, a nie ma się już czego nowego odkrywać.
Dlatego w życiu nie wytypowałbym akurat tego krążka jako godnego reprezentanta dla kogoś, kto dopiero zamierza zanurzyć się w dorobek Irlandczyków. Nie chodzi tu o jakość materiału, do którego nie mam większych zastrzeżeń, lecz o jego mało porywający charakter. Bardziej zasadnym krokiem będzie odesłać amatora do pozycji znacznie bardziej „do przodu”, kuszącej kolejnymi numerami. Bo tutaj niemal każdy jeden to sztos – już od trafionego openera „Zoo Station”. Nawet takie mniej istotne numery jak choćby „So Cruel” świetnie uzupełniają podróż zwaną „Achtung Baby”.
Muszę też przyznać, że o ile muzyka stricte elektroniczna nie jest moją bajką, o tyle na ogół nie przepadam również za rockersami, którzy za wszelką cenę trzymają się wyłącznie podstawowego instrumentarium dla swego gatunku. Dlatego najbliżej mi właśnie do tych płyt, w których zespół gitarowy coraz śmielej zaczął sobie poczyniać z dobrodziejstwem brzmień elektronicznych („OK Computer” czy „The Dark Side of the Moon” to najwybitniejsze przykłady). Podobna jest u mnie sprawa z muzyką poważną, której nie jestem wielbicielem w wersji saute, lecz propsuję, gdy muzyce rozrywkowej usiłuje się nadać „klasycystyczny” rozmach.
Tutaj w każdym razie postarano się o elektryzującą (a może „elektrolizującą”?) oprawę rockowych piosenek. Aczkolwiek największą sławę zyskała najbardziej typowa dla „starego” U2 pieśń, czyli oczywiście pamiętna ballada „One”. Ale przeciętny Kowalski może nie znać wyrąbistych pozostałych singli „Who’s Gonna Ride Your Wild Horses” i „Mysterious Ways” (panowie najbardziej zaszaleli przy pilotażowym „The Fly” – wydanym chyba celowo, by wstrząsnąć fanami radykalną zmianą brzmienia). Ale jeśli jeszcze nie znacie zawartości siódmego krążka prawdopodobnie największego towaru eksportowego Irlandii, to może takie świetne numery pokroju „Even Better than the Real Thing” czy „Until the End of the World” przeszły Wam koło nosa. Dlatego lepiej mieć ten wyśmienity, różnorodny album niczym najlepszą wizytówkę U2 w bezpiecznym miejscu gdzieś pod ręką.
Utwory
. Disc 1 - Achtung Baby
1-1. Zoo Station 4:36
1-2. Even Better Than The Real Thing 3:41
1-3. One 4:36
1-4. Until The End Of The World 4:39
1-5. Who's Gonna Ride Your Wild Horses 5:16
1-6. So Cruel 5:49
1-7. The Fly 4:29
1-8. Mysterious Ways 4:04
1-9. Tryin' To Throw Your Arms Around The World 3:53
1-10. Ultra Violet (Light My Way) 5:31
1-11. Acrobat 4:30
1-12. Love Is Blindness 4:23