Profil przeto.pl na FacebookuProfil przeto.pl na Instagramie

#1 RECORD (COLOUR) LP LTD.

Kod katalogowy: 7219514Kod kreskowy: 0888072195141 ID produktu: 263544 u
Wytwórnia: Ardent Records
Wykonawca: BIG STAR
Style: Power Pop
Rok wydania: 2020
Data premiery: 2020-10-16
Nośnik: VINYL ALBUM
Sztuk w pudełku: 1
Stan: Nowa ?
Podmiot odpowiedzialny: Universal Music Polska sp. z o.o. ↓ Więcej
Masz pytania? Skontaktuj się z nami - jesteśmy ekspertami w tym co robimy - pomożemy.
Zadzwoń 48 730 173 020 lub napisz do nas e-mail: sklep@maniakultury.pl

Stan magazynowy: dostępna
Wysyłka od 2 do 3 dni roboczych
Darmowa dostawa od 250 zł

Opis

Boże, błogosław kablówkę! Pewnego razu trafiłem zupełnym przypadkiem na sam początek seansu, który zrazu mnie zaintrygował. Nazywał się „Big Star: Nothing Can Hurt Me”. Nie brzmiało to jak produkcja poświęcona marce odzieżowej, a opis wskazywał na przedstawienie dziejów zespołu, którego nazwa kompletnie nic mi nie mówiła. Uwielbiam historie o zaginionych wykonawcach (vide „Scott Walker: muzyk XXX wieku” i słynny „Sugar Man”). Ani myślałem przełączać na coś innego! Tym bardziej, gdy prędko okazało się, że pod ich wpływem tworzyli później tacy wykonawcy jak R.E.M., Primal Scream, Teenage Fanclub, Beck, Afghan Whigs, Pete Yorn, Wilco czy Fleet Foxes, jak również nazywano ich protoplastami power popu. This Mortal Coil nawet nagrało przeróbki jego dwóch utworów na debiutancką „Blood”, „Thirteen” w wykonaniu Elliotta Smitha zagościło na jego pośmiertnym „New Moon”, a The Replacements napisali piosenkę, za tytuł której posłużyło imię i nazwisko najważniejszego członka tegoż zespołu. Tak oto poznałem kolejny intrygujący zespół z – jak by nie patrzeć – raczej niewesołą historią.
Ukułem kiedyś taką teorię, że jeśli podoba Ci się dzieło z gatunku, za którym nie przepadasz, to zapewne musisz obcować z płytą wybitną. Tak jest i w przypadku „#1 Record” Big Star, której najbliżej do tzw. southern rocka. Mam do niej wielką słabość, choć większość tak brzmiących kapel uznałbym za niewarte uwagi, ale Big Star akurat mają w sobie coś, co przeszkadza mi ich skreślić, a wręcz mnie do nich przyciąga. Debiut znam już od ładnych paru lat, wracam do niej od czasu do czasu (ostatnio wręcz namiętnie) i choć teoretycznie powinienem ją już dobrze znać, wciąż wydaje mi się taka „nieodkryta”. Jakbym nie miał wszystkich informacji, by się nią w pełni cieszyć. I to jest doprawdy fascynujące, że mam w swej kolekcji płytę, którą niejako „zmuszony” jestem doceniać pomału; że nie odkrywa przede mną wszystkich kart; że dojrzewa we mnie powoli.
Można się zżymać na nieskromność, wręcz buńczuczność (choć chyba miała to być daleko posunięta ironia) zarówno nazwy kapeli, jak i tytułu debiutanckiej płyty, ale na ostateczną klapę wydawnictwa zaważyło raczej problemy z jego dystrybucją niż to, że krytycy lub fani chcieli dać nauczkę niepokornym debiutantom. Świetnie zapowiadająca się grupa dowodzona przez Chrisa Bella i Alexa Chiltona miała po prostu wielkiego, zupełnie niezasłużonego pecha.
Niemal każdy artykuł dotyczący Big Star napomyka o spółce autorskiej wzorowanej na Lennonie i McCartneyu. I podobnie jak u Beatlesów utwory podpisali wspólnie, choć główny autor zwyczajowo przejmował wiodącą partię wokalną. Chris odznaczał się cierpkim głosem, który zupełnie nie licował z delikatną aparycją smutnego, wiecznego marzyciela, bardziej liryczne utwory wykonywał zaś Alex. I choć największe laury zgarnia ten drugi za napisanie wzruszającej „The Ballad of El Goodo”, ale trzeba pamiętać, kto szczelnie opatulił ją fantastycznymi, niezwykle pomysłowymi wokalizami. Chilton śpiewa też drugi najbardziej znany fragment omawianego dzieła: porywający „When My Baby’s Beside Me”. Obie powinny być żelaznymi klasykami emitowanymi obok The Band czy szlagierami pokroju „Born to be Wild” czy innym „Horse with no Name” zespołu America, a tym samym rozpoznawalne przez przeciętnego Kowalskiego i Smitha, lecz nie zawsze można liczyć na sprawiedliwość losu.
Spokojniejsze, akustyczne numery jak „Thirteen” czy ostatnie na krążku „Watch the Sunrise” i miniaturowe „St 110/6” można pomylić z Crosby Stills And Nash, ale w nieco ciekawszym wydaniu. Elektryczne zaś jak choćby otwierający całość „Feel” czy „My Life is Right” zdradzają wpływy Led Zeppelin, a „Try Again” jak gdyby podkradli George’owi Harrisonowi (nie dość, że akordy niemal żywcem wzięte z Cichego Beatlesa, to jeszcze ta łkająca solówka na slidzie). Gdzieś pomiędzy unosi się duch The Byrds, Badfinger i Buffalo Springfield, ale jest to zawsze twórcze rozwinięcie ich pomysłów, a nie bezmyślne naśladownictwo. No i nie wolno bagatelizować świetnych wokali, które najbardziej bodaj przypominają to, czym raczył nas zespół akompaniujący Eltonowi Johnowi mniej więcej w tym samym czasie.
Nie da się ukryć, że mamy do czynienia z serią niezwykle zgrabnych, gitarowych numerów, lecz ostateczny rezultat daje jak gdyby znacznie więcej niż sumę poszczególnych składników. Choć opis płyty wskazuje na wykorzystanie wyłącznie gitar, basu i perkusji, to z pewnością nie może być prawda przede wszystkim w przypadku najbardziej folkowej „The India Song” – jedynego przejawu kompozytorskiej aktywności basisty Andy’ego Hummela – w której ewidentnie słyszymy flety i dzwony oraz bodajże klawisze. Za te ścieżki odpowiada gość, Terry Manning.
Niestety ten 40-minutowy diament to jedyny przejaw aktywności tandemu Bell-Chilton, gdyż liderzy wkrótce się rozdzielili. Pierwszy z nich – choć to on wciągnął tego drugiego – odszedł ze składu i próbował sił na własny rachunek. Niestety zaledwie 6 lat później, tuż po ukończeniu jedynego – tyleż fantastycznego, co osobliwego – singla „I am the Cosmos”, zginął w wypadku samochodowym w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Jedyny długograj perfekcjonisty Bella wyszedł wiele lat po jego śmierci, tj. w 1992 roku (za tytuł posłużył wcześniej wspomniany singiel). Walczący z depresją, alkoholizmem i własną seksualnością Bell to jedna z najmniej znanych postaci z tzw. Klubu 27, a z pewnością zasłużył na pamięć nie tylko przez towarzystwo kolegów i koleżanki, którzy nie mieli dożyć 28. roku życia. Zaś dowodzony przez Alexa Chiltona (pożył do 2010 roku) Big Star nagrał jeszcze tylko 3 płyty: „Radio City”, „Third/Sister Lovers” oraz wiele lat później „In Space” w 2005 roku. Zdołał nagrać za to znacznie więcej albumów solowych.

Utwory

A1. Feel 3:31
A2. The Ballad Of El Goodo 4:19
A3. In The Street 2:53
A4. Thirteen 2:36
A5. Don't Lie To Me 3:11
A6. The India Song 2:20
B1. When My Baby's Beside Me 3:20
B2. My Life Is Right 3:07
B3. Give Me Another Chance 3:25
B4. Try Again 4:06
B5. Watch The Sunrise 3:10
B6. ST100/6 0:58

skupplyt
darmowadostawa

Płatność i koszt wysyłek

DARMOWA DOSTAWA
Paczkomaty 24/7 InPost
od 250 zł lub od 5 przedmiotów w koszyku!

1. Poczta Polska:

a) paczka48 - 14,99 zł,
(czas doręczenia: 1-2 dni robocze),

b) paczka48 (pobranie) - 18,99 zł
(czas doręczenia: 1-2 dni robocze)
 

2. InPost

a) paczkomaty 24/7 InPost - 0,00 zł
(czas doręczenia: 1-2 dni robocze)
DARMOWA DOSTAWA od 250 zł lub 5 przedmiotów w koszyku

b) paczkomaty 24/7 InPost - 13,99 zł
(czas doręczenia: 1-2 dni robocze),

c) kurier InPost - 14,99 zł
(czas doręczenia 1-2 dni robocze),

d) kurier InPost (pobranie) - 18,99 zł
(czas doręczenia: 1-2 dni robocze)

 

 

Płatności online i płatności kartą (MasterCard, Visa) obsługiwane są przez spółkę PayPro S.A. ul. Kanclerska 15, 60-327 Poznań, NIP 779-236-98-87, REGON 301345068, Nr KRS 0000347935.

 

 

W przypadku wyboru płatności przelewem tradycyjnym prosimy o wpłatę na podane niżej konto:

Przemysław Wróbel Mania Kultury
42 1240 5471 1111 0011 2652 0281
(Bank Pekao S.A.)

Polecane